Wolność prasy gwarancją demokracji
Nie ma w tym też niczego dziwnego, każdy ma swoje poglądy, tak jak każdy przedsiębiorca ma indywidualne plany rozwoju swojego biznesu. Problem pojawia się w zupełnie innym miejscu. Wolność prasy nie jest bowiem jakąś utopijną i nie wiadomo jak egzekwowalną zasadą bezstronności mediów. Jest ona gwarantem tego, że każdy ma prawo pisać i rozprowadzać informacje w formie przez siebie wybranej i z przekazem, który uznaje za stosowny, niezależnie od tego jak bardzo ktoś mógłby się z poglądami publicysty lub linią wydawcy nie zgadzać.
Bez zasad i poszanowania prawa żadna cywilizowana społeczność ani organizacja nie jest w stanie efektywnie funkcjonować. Nie inaczej ma to miejsce w przypadku mediów, wspomniane już własne poglądy i interes komercyjny nie mogą być punktem wyjściowym publicystycznej samowoli i braku poszanowania etyki zawodowej. Szczególnie, że to właśnie dziennikarstwo, nazywane „czwartą władzą” w analogii do monteskiuszowskiej teorii, jest kluczowym obszarem z punktu widzenia funkcjonowania demokratycznego państwa prawa.
Media publiczne powinny stać na straży rzetelnego przekazu
W końcu to media w znacznej mierze kreują światopogląd zabieganych i niemających czasu na dokładną analizę politycznej rzeczywistości ludzi. Poszanowanie prawa do prywatności, zakaz promowania ustrojów totalitarnych, dbanie o jakość używanego języka, dopuszczalność stronniczych opinii, ale z poszanowaniem faktów i dobrego smaku, brak finansowo-towarzyskich mariaży świata dziennikarskiego ze światem polityki – to tylko przykłady zasad, których przestrzeganie ma ogromne znaczenie we współczesnej demokracji. Jeżeli chodzi o właściwe miejsce dla całkowicie bezstronnego przekazu, to znajduje się ono w mediach publicznych, które powinny stanowić bazę rzetelnej wiedzy, nieopatrzonej publicystycznym komentarzem, a tylko merytorycznym odkłamywaniem szerzącego się fake-news.
Hejt, fake-news i upolitycznione media publiczne
Niestety nie w całej Europie zasady te są respektowane, a sama Polska stanowi jeden z wyrazistych pod tym względem przykładów. Media publiczne zamiast stanowić obiektywne źródło wiedzy, stanowią dziś niekiedy machinę propagandową. Ostatnimi czasy nawet poseł partii rządzącej zdawał się nie kryć, że przekaz państwowej telewizji kierowany jest do najgorzej wykształconej grupy społecznej, zdając się sugerować ich podatność na proste manipulacje.
Rozwijający się obszar mediów wirtualnych korzystających z serwisów pokroju YouTube lub amatorskich stron internetowych, jak na razie poddany jest wewnętrznym regulaminom prywatnych podmiotów czujących presję społeczną lub chciałoby się – moralną potrzebę zaprowadzenia porządku na własnych platformach. Niestety rządy niektórych państw zdają się marginalizować niewątpliwy problem agresywnych, skrajnie-prawicowych autorów, których brutalny przekaz niekiedy zrównuje ich poziom z prymitywizmem propagandy sprzed 60 lat. W Polsce rząd marginalizuje problem, gdyż główna fala agresji internetowej kierowana jest w stronę jego politycznych wrogów. Świadomie lub nie, muszą liczyć się z ryzykiem, że machina internetowego hejtu może kiedyś uderzyć w ich własne środowisko.
Jak będzie?
Staje się dziś coraz bardziej oczywistym, że polskie media publiczne, jak również prawa mediów nie mogą być jedynie przywrócone do stanu sprzed okresu objęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Powrót do stanu pierwotnego polegałby na zwyklej wymianie kadr - brakuje natomiast rozwiązań systemowych. Kwestie te powinny zostać jak najszybciej uregulowane tak, by państwo stało się ogniwem rzetelnych informacji, walcząc z szerzącą się falą agresji w sieci i fake-newsami.
Jak będzie? To zależy jedynie od nas. Wszyscy musimy pamiętać o tym, że presja i współpraca ma sens szczególnie wtedy, gdy chodzi o wartości fundamentalne dla demokracji.
Suivre les commentaires : |